Legenda o dwóch jeźdźcach

Około 800 m na zachód od Kurek, tam gdzie Marózka przecina szosę, jest miejsce nazywane przez jednych Dołek, przez drugich Śluzą, a przez innych jeszcze Stawami. Starsi mieszkańcy pamiętają i używają nadal starej nazwy Młyn Kurkowski . Pochodzi ona od młyna wodnego, który stał tam przez wiele wieków i służył okolicznym mieszkańcom. Był to najstarszy młyn w tych okolicach, a prawo na jego budowę wiąże się z datą powstawania takich miejscowości jak Kurki, a później Ząbie ok. 1330 roku.

Ów młyn usytuowany był przy ruchliwym trakcie Ostróda - Szczytno, a niedaleko przechodził trakt łączący Nidzicę z Olsztynem (przez Ząbie). Często zawijali tam podróżni, by odpocząć lub zapytać o dalszą drogę. Przy okazji takiego pobytu przekazywano wiadomości z dalszych stron, co miejscową ludność przybliżało do innego świata.

Z tym starym miejscem wiąże się wiele opowiadań i legend. Jedna z nich dotyczy tego okresu, kiedy właścicielem młyna, był chłop z Lipowa Kurkowskiego. Pewnej wiosny na przednówku pracy było mało, więc młynarz z młynarczykami siedzieli na młyńskich schodach, słuchając opowiadań przygodnych podróżnych. Opowiadanie przerwało zbliżające się rżenie konie i tętent jego kopyt. Z bagien z nad jeziora Kiernoz pędził rozszalały czarny koń z jeźdźcem na grzbiecie, ubranym w czarną zbroję. Końskie kopyta zdawały się, jakby wcale nie tykały ziemi, a twarz jeźdźca ukryta była za czarną przyłbicą. Rumak jak błyskawica przegalopował obok osłupiałych widzów i popędził na jezioro Święte. Od tamtej pory pojawiał się codziennie po zachodzie słońca, przemierzając tę samą drogę, z nad bagien jeziora Kiernoz nad jezioro Święte. Żaden z mieszkańców nie miał odwagi udać się w tamte okolice po zachodzie słońca. Odważniejsi udawali się do młyna by obejrzeć to niepowtarzalne zjawisko, wracając do domów dopiero po wschodzie słońca. Miejsce to było uświęcone i odwiedzane przez procesje modlących się ludzi. Nic jednak nie pomogło. Nikt nie pamięta jak długo to trwało. Skończyło się tak niespodzianie jak zaczęło. Było to wtedy, kiedy pojawił się drugi jeździec na białym koniu.. Dwa rumaki pędziły obok siebie, połyskując podkowami, a jeźdźcy ze sobą walczyli. Widziano jak pogalopowali nad jezioro Święte. Potem mówiono, że były to dwa duchy wojowników, którzy zginęli w dwóch różnych wojnach. Jeden walczył w słusznej sprawie, a drugi nie. Ten, który zginął w słusznej sprawie, pokonał czarnego wojownika. Od tamtej pory minęło wiele, wiele lat, ale niektórzy mieszkańcy twierdzą, że od czasu do czasu na jeziorem Święte słychać rżenie koni, a są i tacy, którzy po zachodzie słońca nie pójdą na most nad Marózką.

Tam gdzie Marózka i Łyna płyną obok siebie